Kto tak naprawdę doprowadza nas do szału?

Każdy z nas najpewniej nie raz użył sformułowania typu: "nie denerwuj mnie", "nie wkurzaj mnie", "nie irytuj mnie”. Tym samym uznając, ze adresat tego tekstu jest przyczyną naszego stanu emocjonalnego. I dziś słów kilka w tym temacie. Nieco prowokacyjnie powiem, ze to dość ciekawe jaką władze przypisujemy innym. Bezustannie słyszę jak ludzie mówią ze nie radzą sobie z emocjami, ze emocje nad nimi panują, a jednocześnie uznają ze inni (ci adresaci) są w stanie panować nad ich emocjami :).. Czy doprawdy inni maja nad naszymi emocjami władze większa, niż my sami nad własnymi? W rzeczywistości jest inaczej i - choć trudno w to uwierzyć- inni nie wywołują naszych stanów emocjonalnych. Sami jesteśmy ich autorami. To my- w odpowiedzi na czyjeś zachowanie- zaczynamy odczuwać określone emocje. „W odpowiedzi na czyjeś zachowanie” oznacza, ze to samo czyjeś zachowanie może u jednej osoby wywołać jedną emocje a u innej inną. Co więcej, u tej samej osoby, to samo zachowanie kogoś, może wywołać w jednej sytuacji jedną emocje a w drugiej zupełnie inną. Przykład: Przełożony podnosi głos w rozmowie z podwładnym, albo używa niecenzuralnego słownictwa. Jakie emocje może wywołać takie zachowanie u podwładnego? A wiec różne. Jeden podwładny się zirytuje (z myślą w głowie: co ten cham sobie wyobraża!?), drugi przestraszy (z myślą w głowie: żeby tylko nie wkurzył się za bardzo bo mnie zwolni a ja mam kredyt we frankach szwajcarskich), trzeci zacznie współczuć (z myślą w głowie: słyszałem ze ma koleś problemy z dzieckiem, chyba biedny nie mam najłatwiej, a jeszcze inny będzie odczuwał złość (z myślą w głowie: niby taki z niego menedżer a nie radzi sobie z własnymi emocjami i prostymi sytuacjami). Innymi słowy- to samo zachowanie szefa może u różnych osób wywoływać różne emocje. Przyjrzyjmy się jeszcze nam samym. Wyobraź sobie ze to Twój przełożony. To w kontakcie z Tobą głos podnosi. Czy Twój stan emocjonalny zawsze będzie taki sam w reakcji na jego krzyk? Czy tak samo będziesz się czuł   na miesiąc po zatrudnieniu, nie spodziewając takiego zachowania po szefie (zaskoczenie może?) a rok od zatrudnienia (kiedy krzyk z jego ust doświadczyłeś już wiele razy? (Złość może?). A jaka emocja będzie Tobie towarzyszyła pracując jeszcze w jego zespole ale wiedząc ze za miesiąc będziesz pracować w innej firmie pod innym szefem? (Może będziesz odczuwał luz?). Innymi słowy- to samo zachowanie w każdym z nas- w zależności od różnych czynników- może wywoływać u tej samej osoby różne emocje. W zależności od naszych oczekiwań względem nadawcy tych zachowań, w zależności od naszej sytuacji życiowej, w zależności od naszych doświadczeń, naszej kondycji psychicznej, naszej samooceny itd, wreszcie... w zależności od naszych umiejętności radzenia sobie z sytuacją, z tym, co dociera do naszych oczy, uszu, nosa, ciała. 

Dla mnie ostateczne oddzielenie cudzych zachowań od naszych stanów emocjonalnych ma znaczenie przede wszystkim praktyczne. To nie kwestia korzyści ze znalezienia winnego za nasz stan emocjonalny a kwestia tego, ze jeśli umocujemy te „winę” w kimś, jeśli uznamy cudzą władzę nad naszymi emocjami, to samym sobie odbieramy wpływ na sytuacje, na siebie, wiec odbieramy możliwości radzenia z sytuacją. Jeśli uznamy innych za przyczynę naszej złości to dopóki ci inni nie zmienia zachowań, będziemy bezradni, albo przynamniej mocno ograniczeni w możliwościach działania w sytuacji dla nas niekomfortowej. 

Inna sprawa- na ile nam wygodnie z takim podejściem- brak odpowiedzialności własnej usprawiedliwia przecież naszą bierność i przez lata można nie robić nic ze sobą, swoimi zachowaniami, umiejętnościami a jedynie cierpieć i narzekać, że musimy żyć, pracować z „taką osobą”. 

Kiedy już uznamy, ze sami jesteśmy autorami naszych emocji, otwiera się przed nami przestrzeń do zarzadzenia tymi emocjami. Bo to co w nas jest- w mniejszym lub większym stopniu- zależne od nas. Jak dowodzą badania nad emocjami, własnym procesem emocjonalnym możemy zarządzić na kilku jego etapach a opanowanie złośliwej uwagi, ruchu ręki czy nogi wyciągane w kierunku „naszego oprawcy” to już zarządzanie na ostatniem z możliwych etapów wiec najtrudniej, bo nasze emocje sięgają zenitu. Przykład: jakiś czas temu pracowałam w procesie coachingowym z menedżerką korporacji, która jednocześnie jest członkiem Zarządu w tej korporacji. Zdecydował się na indywidualną pracę w coachingu ponieważ widział jak „spadają jej notowania” ze względu na reakcje, które prezentowała na spotkaniach. Podnosiła głos, krzyczała, wymachiwała rękami. Niewypowiedziane przez innych członków zarządu było, że „baba w szał wpada i dostaje się za to każdemu to znajdzie się pod ręką”. Więc celem, który postawiła sobie na proces było nabyć umiejetność opanowania szału, złości a dzięki temu przyblokowanie reakcji słownych (agresywnych, złośliwych) względem innych. 

Można by analizować czy jej złość była adekwatna (współmierna?) do np błędów ludzi, o których to błędach (kosztujących firmę miliony) właśnie mówili. Można by. Niektórzy maja taką pokusę wymiarowania, jakie przewinienie pracownika jest już wystarczającym usprawiedliwieniem naszego menedżerskiego podniesienia głosu. Jaki poziom naszej agresji jest już „uprawniony” przy takim błędzie pracownika a jaki przy mniejszym albo większym. Oczywiście nie mam zamiaru bawić się w taką grę, granicy nie znajdziemy, a agresja (w tym drwina, złośliwość), w jakimkolwiek wymiarze jest wizytówką wystawianą sobie nie pracownikowi, który popełnił błąd (niezależnie od wartości tego błędu dla organizacji). 

To co warto analizować to wartość nabycia przez tę dyrektorkę umiejętności zarządzania własnym stanem emocjonalnym. A może nawet uznania, że zyski z tej umiejętności przewyższają te, które mamy przez ten moment wyładowania się na kimś. Dla przywołanej tu mojej klientki zyski z opanowania umiejętności kontroli emocji miały wymiar relacji, wymiar współpracy międzydziałowej a przez to tempa załatwiania tematów i wymiar PRowy wprost przekładający się na jej pozycje w firmie a w przyszłości nawet jej być albo nie być. Opanowanie umiejętności to - jak to w coachingu- nie rzadko koronkowa robota ze strony coacha i klienta. To dlatego, ze gdyby sprawa była prosta to Klient sam by już znalazł sposób. Jego inne umiejętności: analityczne, kreatywnego myślenia, sięgania po rady itd. pozwoliłyby mu na znalezienie sposobu na zarządzanie emocjami. Ta koronkowa robota potrzebna jest w dużej mierze do tego aby określić czym dokładnie potrzebuje zająć się Klient, aby reakcja emocjonalna się nie pojawiała, albo z siłą taką, która jest dla Klienta do utrzymania pod kontrolą. W opisywanym tu przypadku Klientka dotarła do tego, ze jej emocje - z prędkością światła- budzą się w odpowiedzi na pewien typ tekstów, które padały podczas spotkań. (I tylko ten). To teksty, które ona odczytywała jako podważanie jej autorytetu. I - jak napisałam- „ona odczytywała”, co nie znaczy, ze ktokolwiek miał na celu podważenie jej autorytetu! Klienta odkryła swój mechanizm wywołujący emocje a przez to agresję. To dało jej możliwość określenia trafnych metod radzenia sobie. TRAFNYCH, bo skierowanych dokładnie na to czego potrzebowała, bez marnowania czasu na np naukę asertywnych tekstów, które miałyby się pojawiać w zamian za agresywne. Te teksty to ona znała, tych emocje uniemożliwiały jej ich użycie. Ostatecznie pracowała nas swoimi myślami i metodami, które podczas spotkań pozwalały jej odpowiednie myśli uruchamiać, myśli uspakajające jej poczucie pomknięcia, zagrożenia... 

Podsumowując, każdy z nas decyduje sam i od nas zależy, czy odpowiedzialność za własne emocje przypiszemy sobie czy innym, rozszerzając lub zawężając sobie pole możliwości działania. Przypisując odpowiedzialność innym zyskujemy na chwilę spokój, ten trzeba pielęgnować. Za to nie musimy przechodzić całej tej kilku miesięcznej drogi rozwijania siebie, swoich umiejętności, poznawania siebie, uświadamiania o sobie więcej. Przypisując odpowiedzialność sobie zyskujemy poczucie sprawstwa, które w praktyce oznacza dużo więcej niż samo zarządzanie własnych stanem emocjonalnym, choć to po 2-3 miesiącach może już mieć opanowane. Zyskujemy moc wpływu na swoje życie, wyzbywamy się lęku o niepewną przyszłość ....

i tego nam wszystkim życzę! 

dr Joanna Rajang